02 kwi Oczyszczanie skóry? Przyłóż się!
Oczyszczanie skóry to dla mnie podstawa. Od najmłodszych lat byłam karmiona opowieściami o tym, że paryżanka nigdy nie pójdzie spać bez porządnego demakijażu. Nawet jeśli będzie solidnie wstawiona lub zmęczona czymś bardzo przyjemnym (jak to paryżanka) Dlaczego? Bo wie, że będzie na drugi dzień wyglądać po prostu fatalnie. I żaden nawet najdroższy krem nie pomoże. To fakt! Bez prawidłowego oczyszczania skóra na pewno szybciej się starzeje, zapycha, grymasi, no i traci swój blask.
Chcę być jak ta paryżanka we Wrocławiu. Więc oczyszczanie skóry dopracowałam do perfekcji. Chyba że pojawi się jakiś nowy kosmetyk do przetestowania 🙂 W urodzie nigdy nie mówię nigdy! Perfekcyjne oczyszczanie nie ma jednak u mnie nic wspólnego z francuskimi kosmetykami. Tutaj rządzi Korea.
Oczyszczanie skóry po koreańsku
Koreanki stosują aż 10 kroków w domowej pielęgnacji skóry. Dwa pierwsze kroki (a 1-2 razy w tygodniu także trzeci) dotyczą oczyszczania skóry. W Korei panuje przekonanie, że nie ma sensu stosować aktywnych substancji nawilżających czy odżywczych, jeśli się wcześniej nie umyje dobrze skóry. To logiczne, bo przecież cera zapchana makijażem, pokryta brudem, łojem skórnym, martwym naskórkiem nie przepuści niczego dobrego do środka. To tak jakby próbować kremować twarz przez foliowy worek?
Krok 1: Oczyszczanie skóry na tłusto, czyli olejki myjące
No więc w pielęgnacji przykładam się bardzo do oczyszczania skóry. Zaczynam oczywiście po koreańsku od balsamu All Clean Balm od Heimish. Jeśli już się zetknęłaś z tym olejkiem, to pewnie wiesz, że to jeden z największych przebojów koreańskiej pielęgnacji.
Stosuję ten balsam do demakijażu na bazie czystych olejków m.in. z kokosem, masłem shea i z oślim mlekiem, mimo że moja skóra dość łatwo się zapycha i przez wiele lat unikałam olejów jak ognia. Ale ten balsam mi nie szkodzi, a genialnie usuwa makijaż, nawet matową szminkę, wodoodporny tusz czy eyeliner. Robi to wszystko bez naruszania płaszcza hydro-lipidowego. To dla mnie ważne, bo moja cera z jednej strony jest skłonna do zatykania ujść gruczołów łojowych, ale jednocześnie jest wrażliwa i rumieniowa. Nie mogę więc sobie pozwolić na tarcie buzi płatkami kosmetycznymi. Olejowanie jest więc dla mnie bezpieczne – bo łagodne, i skuteczne – bo dobrze domywa makijaż. A gdy się w drugiej fazie oczyszczania te wszystkie tłustości porządnie wymyje, nie ma szans, żeby balsam All Clean Balm zapychał!
Jak stosuję olejki do demakijażu?
All Clean Balm trzymam po prostu na półce przy wannie. Zanim zacznę się kąpać, nakładam na twarz suchymi rękami odrobinę tego czegoś, co wygląda jak wosk. Wystarczy porcja wielkości paznokcia, żeby umyć całą buzię. Balsam rozmasowuje po twarzy, aż zmienia konsystencję i staje się oleisty. Następnie moczę dłonie i jeszcze raz masuję, wtedy olejki zamieniają się w przyjemną emulsję. Zostawiam ją na 2 minuty na skórze – w tym czasie myję ciało – a potem prysznicem dokładnie spłukuję twarz.
Jeśli chodzi o zapach – na początku trochę mnie zaskoczył. Intensywa frezja i irys są dość wyczuwalne, ale tak się składa, że frezje to moje ulubione kwiaty. Więc się szybko przyzwyczaiłam. All Clean Balm jest naturalny w składzie, a przez to łagodny i hipoalergiczny. Ile kosztuje? W internecie różnie. Widziałam i za ponad 80 zł, a w drogerii LaRose kupiłam w promocji za niecałe 45 zł.
Czy ma wady? Oczywiście! Nie chce się skończyć. Ileż to razy chciałam wypróbować czegoś nowego. No niestety, ten balsam jest i jest!
Krok 2: Oczyszczanie skóry na bazie wody i substancji myjących
Było tłusto, to teraz trzeba zastosować produkt, który wymyje olejki i usunie wszystko to, z czym tłuszcz sobie nie poradził. Przy wannie czeka na mnie Super Aqua Refreshing Cleaning Foam koreańskiej marki Missha. Ta odświeżająca pianka do oczyszczania twarzy ma w sobie wyciąg z korzenia tataraku, który często wykorzystywany jest w orientalnej medycynie z powodu właściwości oczyszczających, łagodzących podrażnienia i relaksujących. Dla mnie na liście składników ważny jest ekstrakt z kory wierzby, zawierający kwas salicylowy. Potrzebuję go, bo kwas BHA potrafi wejść do ujść gruczołów łojowych i tam wszystko ładnie oczyścić. Musująca pianka idealnie i dogłębnie oczyszcza skórę po olejowaniu. Marka Missha jest chyba u nas niedoceniana, skoro wrocławski sklep firmowy w Renomie raczej świeci pustkami. Ja odwiedzam Misshę. Tam kupiłam właśnie mój cleanser za ok. 50 zł.
Jak stosuję piankę myjącą do twarzy?
W trakcie jednego oczyszczania stosuję może pół centymetra tego produktu i to mi wystarcza na całą twarz. W kontakcie z wodą emulsja pięknie się pieni i wtedy już wiem, dlaczego nazywa się pianką. Zostawiam ją na 2 minuty na twarzy po czym bardzo solidnie spłukuję, najpierw ciepłą, a potem zimną wodą.
Niektórzy uważają, że ta pianka ściąga skórę. Dla mnie to raczej objaw dobrego oczyszczenia, po którym należy zastosować hydrolat. Super Aqua Refreshing Cleaning Misha ma w sobie wodę z róży damasceńskiej i wodę Blue Lagoon, stąd lekki, kwiatowy zapach. Ale nie jest sztucznie perfumowana, więc od razu zapach mi pasuje. I znów – mam ten kosmetyk i mam, i wciąż nie chce się skończyć.
Jeśli nie Missha to… Neogen
Drugi mój faworyt w myciu twarzy też jest koreański. To Real Fresh Foram Cleanser Cranberry firmy Neogen. To hipoalergiczna, delikatna, kremowa pianka oczyszczająca na bazie sfermentowanych owoców żurawiny. Lubię ją, bo zgodnie z obietnicą producenta odżywia zmęczoną i matową skórę. Ma w sobie naturalny sok owocowy oraz płyn oczyszczający wzbogacony aż o 99 składników naturalnych o działaniu łagodzącym, nawilżającym i oczyszczającym pory. Fajne jest to, że ta pianka ma wbudowany filtr, który oddziela składniki owocowe od pianki. Gdy pompujesz porcję, składniki się mieszają i od razu powstaje pięknie pachnąca owocowa pianka. Dla mnie ważne jest to, że ten cleanser przeszedł aż 7 testów klinicznych, które potwierdzają jego skuteczność. A co robi? Przede wszystkim usuwa zrogowacenia, reguluje wydzielanie łoju, wyrównuje koloryt, zwęża pory. Jest chyba najdroższym produktem w mojej palecie do oczyszczania skóry i kosztuje standardowo ok. 82 zł. Można go kupić we Wrocławiu w drogeriach Douglas.
Jeśli woda micelarna to…
Są zwolenniczki demakijażu wodą micelarną. Ja co prawda do nich nie należę, ale przy mocniejszej tapecie stosuję wodę micelarną, aby przygotować się do demakijażu. Czyli płatkiem kosmetycznym nasączonym w wodzie micelarnej delikatnie zbieram pierwszą warstwę tuszu i szminki. I hyc pod prysznic, a właściwie to do wanny, bo za prysznicami nie przepadam.
Wodą micelarną lubię też przetrzeć twarz na koniec oczyszczania twarzy, choć niektórzy kosmetolodzy mówią, że to już absolutnie niepotrzebnie. Bo przecież dwie fazy oczyszczania zrobiły swoje. No cóż, takie mam przyzwyczajenie.
Woda micelarna służy mi chyba do finalnego potwierdzenia, że buzia jest czysta. Mam swojego faworyta, polską wodę micelarną Allvernum. Ten hipoalergiczny produkt nadaje się dla wrażliwców, także dla osób z rozszerzonymi naczynkami, czyli dla mnie. Jeśli nie mam czasu, to faktycznie po prostu myję nią twarz, ale rano. I skóra jest ukojona! Wiem, dlaczego! Ta woda micelarna – jak przeczytałam na buteleczce – ma w składzie dobroczynny dla naczynkowców koktajl ekstraktów z arniki, kasztanowca, bluszczu, dziurawca i winorośli. Cena też jest kojąca! Aż pół litra tej wody kosztuje tylko 18 zł.
Tę wodę polecam też do demakijażu delikatnej skóry oczu, jeśli nie chcesz przerzucić się na dwuetapowe oczyszczanie. Woda Allvernum nie podrażnia oczu, ponieważ może być stosowana nawet przez osoby noszące soczewki kontaktowe. Czyli nie powoduje szczypania i łzawienia oczu. Mimo że nie ma w składzie detergentów, wymagających zmywania, dla bezpieczeństwa spłucz na finał twarz wodą. Ja tak robię, Po czym szybko przechodzę do nawilżania skóry. Wciąż po koreańsku!
Masz pytania?
Szukasz konkretnych zabiegów we Wrocławiu?
Potrzebujesz sprawdzonych informacji?
Napisz, zajmę się tym.